poniedziałek, 8 czerwca 2009

Ofiara losu

czyli ja...
Wzór na clapotis może i łatwy, ale i tak źle go robiłam. Coś ta włóczka Magic pechowa jest (trzecia reaktywacja??? piąty na nią pomysł - a co jeden to głupszy).
Co prawda Szanowny Małżonek twierdzi, że szalik i tak wychodzi ładny, ale to raczej będzie pseudo-clapotis.
Rzuciłam druty (na chwilę raczej) i robię dziurki w hardangerowej serwetce. Życie mi przyspiesza na zakręcie i trochę jestem skołowana. w robótkach szukam wytchnienia, a nie wyzwań. Nawet biedny clapotis za trudny do rozgryzienia, gdy głowa mała...
Uff...

2 komentarze:

  1. nic tak dobrze nie robi na stres jak mozolne liczenie krzyzykow czy oczek :)
    ostatnio cos o tym wiem :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ubawiłam się serdecznie czytają ten wpis, masz po prostu ciężkie dni, to się zdarza. Ale masz też dystans do siebie, co jest bardzo cenne :-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.