piątek, 26 czerwca 2009

Ciociu, a czy ja to umiem?

Wczoraj byłam na lekcji "kołowrotkowania" u mojej cioci. Pod jej palcami przędza zamieniała się w cieniutką niteczkę. Pod moimi niekoniecznie :(
Największe zdziwienie jak dla mnie: wróciłam do domu z kołowrotkiem! Ciocia pożyczyła mi swój sprzęt, bo ona przędzie głównie zimą - wtedy ma więcej czasu. Przez wakacje mogę trenować ile chcę! (Zostałam również wyposażona w wór z gręplowaną owcza wełną). Kołowrotek, który stoi u mnie w domu to rodzinna pamiątka. Przędła na nim Babcia mojego Wujka (a przed nią być może jej Mama lub Babcia?!)


Jak widać kołowrotek ma swoje lata, ale działa, choć tu i ówdzie wymagałby renowacji.
W moich zakładkach pojawi się nowa kategoria "przędzenie"...

5 komentarzy:

  1. U prząśniczki siedzą, jak anioł dzieweczki...
    powodzenia ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak Ci zazdroszczę! I kołowrotka i nauczycielki!

    OdpowiedzUsuń
  3. jesteś niesamowita z tym pędem do wciąż nowych technik :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Powodzenia! jestem bardzo ciekawa postepów. Opisuj je koniecznie. A kołowrotek jakiś magiczny się wydaje, własnie taki z rodzinna historią którą już tyle czasu przędzie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ładny kołowrotek i fajne efekty widzę w kolejnych notkach :) Ja uczę się przędzenia na wrzecionie - sporo z tym zabawy :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.