czwartek, 1 października 2009

Kilometr włóczki (z hakiem)

Bul, bul, bul...
tonę...
w powodzi włóczek oczywiście...
Kiedy zwijałam dzisiaj kilometr (a dokładnie 1200 m) włóczki Zephir dopadły mnie ciężkie przemyślenia. Dotyczyły one manii gromadzenia włóczek. To, co widać na fotce jest wierzchem kartonu, w którym zabrakło miejsca. Kiedy ja to przerobię? Życie chyba za krótkie, zwłaszcza, że nie umiem się opanować i wciąż przybywa.
Zephir to ten kłębuszek beżowy na górze (1200 m/100 g włóczki). Popielaty Kashmir nie jest mój (uff!) - pojedzie do mojej Mamy. Wełnę skarpetkową (17 zł za 200 g) z Lidla po prostu musiałam zanabyć - no w takiej cenie - mus. To tylko wierzchołek - z ostatnich zakupów. Pod spodem jest i mohair, i alpaka, i wełna merynoskowa (ten zielony freedom of spirit) - część dostałam w prezencie, ale sporo tego to zamrożone własnoręcznie wypracowane pieniądzory. Dlaczegóż, ach dlaczegóż moje nogi niosą mnie zawsze w stronę pasmanterii, a nie w stronę sklepu z ciuchami albo butami?!
I nawet internet kusi - te ostatnie zakupy poczyniłam w zamotane.pl - polecam z czystym sumieniem - szybko i profesjonalnie. W mojej paczce były też druty Addi - na żyłce i do skarpetek (komplet pięciodrutowy, nazywany - "do serwet") Tylko uważajcie, żeby nie przesadzić z ilością włóczek ;-)

7 komentarzy:

  1. hihi ja też chomikuję włóczki, uwielbiam i miętosić :-) tylko, że ja kiepską dziewirką jestem, no może szydełko jeszcze ale z drutami gorzej

    OdpowiedzUsuń
  2. to chomikowanie to straszna choroba i nieuleczalna :) ja też na nia cierpię. mam 3 pojemniki włóczek i koszyki też pełne.... nie wiem kiedy to przerobię tak jak Ty .... no ale lubię mieć.... zwłaszcza , że pojawiają się coraz to inne włóczki a przeglądanie takich stron jest lepsze od telewizora :)))
    pozdrawiam

    largetto

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie chomikowanie to w sumie chyba normalne ;) Ja ostatnio staram się mniej kupować, bo swego czasu zaszalałam i teraz razem z włóczką mamy (która chomikowała ją w czasach PRL a teraz nie robi) mam około 70 kg

    OdpowiedzUsuń
  4. kiedys dziergalam na kilogramy i kilometry, bylo to w czasach gdy w pasmanteriach krolowaly glownie bure anilany. gdy i tam zrobilo sie kolorowo mnie przeszla ochota na druty, natomiast zdobywane cudem welny zostaly, teraz jedza je mole w gdynskich szafach i myszy na bretonskim strychu.
    za to wczoraj zrobilam porzadek w mulinach o okazalo sie, ze mam prawie cala produkcje DMC (choc zawsze sie okazuje, ze jakiegos odcienia brak), mam nadzieje, ze "wyhaftuje" to do konca zycia ;)
    ps. niedawno weszlam do tubylczego sklepiku z wloczkami i mnie porazilo ..., pozytywnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze, że nie jestem samotna w tym szaleństwie ;-) Pozdrawiam wszystkie czytelniczki z syndromem chomika włóczkowego...

    OdpowiedzUsuń
  6. A dziękuję bardzo, w życiu się nie przyznam ile tego mam w domu. Ja te kilometry zwijałam wczoraj a do Ulki przezornie nie wchodzę tylko zamawiam przez telefon. Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  7. E.guniu, cóż tam karton!
    A szafka na korytarzu o wymiarach dł100/szer40/wys70? A trzy kartony 90/45/50? a dwa kartony 45/30/50? A pojedyncze gatunki w licznych torebkach upchnięte pomiędzy? a demonstracyjny koszyk z trzema gatunkami w zasadzie na wierzchu żeby chłop się przyzwyczaił?
    W testamencie mu napisałam, że ma na blogu to pokazać i rozdać chętnym, i dla każdego wystarczy.
    Jak tak na oko oceniłam, to ułożone jedną warstwą te moje zapasy pokryją powierzchnię ok 25 m2.
    Nie liczę rzeczy do sprucia i przerobienia.
    Poza tym sukcesywnie daję coś mojej mamie i wyrzucam, ale tu następuje cud odrodzenia i stale mi ten zbiór rośnie.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.