wtorek, 21 lipca 2009

Przędzenie wełny

Przędzenie wełny (a także lnu) było jeszcze kilkadziesiąt lat temu stałym zajęciem kobiet (wiejskich). Była to czynność "zimowa" - kiedy czas prac w polu i ogrodzie się kończył, przychodziła pora na przędzenie, robienie na drutach, wyszywanie, tkanie, darcie pierza itd...

Obecnie w Polsce jest chyba niewiele kobiet, które potrafią zakręcić kółkiem. "Kółko" to potoczna nazwa kołowrotka właśnie. Na pokazach zwykle czynność tę wykonują panie w bardzo zaawansowanym wieku, bo umiejętność ta zanika - młodsze kobiety nie potrafią prząść.

Dobra wiadomość jest taka, że w "krajach dobrobytu" trwa renesans przędzenia. To zajęcie odrodziło się jako forma relaksu, hobby. Jak każda moda - dotrze pewnie i do nas.

Polecam na skołowane nerwy - zajęcie to jest bardzo uspokajające. Oczywiście po opanowaniu podstaw ;-) Dla mnie ważne jest również, że nie obciąża wzroku tak bardzo, jak na przykład moje ulubione haftowanie.

Dość tych przydługich wstępów. Mam pofarbowane na pięć kolorów runo merynosów nowozelandzkich:
I staram się skręcić je w wielobarwną nić - biorę po kolei pasma z każdego koloru. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Tak wygląda to na razie na szpulce kołowrotka:
Takie pojedyncze pasma można skręcić ze sobą w podwójną nitkę. jeszcze nie wiem, czy zostawię moją "Zimę" w pojedynczej nitce, czy skręcę w podwójną. Tak czy owak - 200 g powinno wystarczyć na jakiś fajny drutowy wyrób. A kolory są w sam raz dla "Zimy"...

1 komentarz:

  1. Kolory bardzo ładne, ciekawa jestem, co z tego zrobisz.
    Moda dojdzie, i dobrze, bo szkoda, by ta umiejętność zanikła. Mam tylko nadzieję, że mnie nie dopadnie, bo ja już naprawdę nie mam wolnych chwil.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.