poniedziałek, 16 maja 2011

Niedosyt

W miniony weekend brałam udział w kursie barwienia wełny metodami naturalnymi w Poznaniu. Czuję niedosyt. Częściowo sama sobie jestem winna.

Enigmatyczny opis: "Zajęcia praktyczne, na których uczestnicy będą barwić barwnikami naturalnymi przędzę i czesankę wełnianą" zinterpretowałam sobie sama, oczekując, że poznam RÓŻNE techniki barwienia (np. z użyciem indygo - barwnika kadziowego). Nie dopytywałam o szczegóły, pojechałam nie znając ich.

Zajęcia okazały się częścią większego cyklu. Część osób brała udział w poprzednich częściach, nam nie udzielono żadnych wstępnych wyjaśnień. (Zabrakło nawet części wstępnej - powitania, zapoznania się grupy) Cztery osoby nowe - "acha, rozkładamy garnki, proszę pociąć wełnę (próbki nie były przygotowane dla nas).
 W czasie ośmiu godzin zajęć poznaliśmy pięć barwników: nachyłek, logwood, marzannę, janowiec i koszenilę. Marzannę znałam wcześniej  Logwood daje piękne odcienie głębokiego fioletu - aż po granatowy (po dodaniu miedzi). Koszenila - róże i amaranty - piękne! Janowiec jest interesujący, bo można uzyskać nie go ładną zieleń. Szkoda, że pomimo iż to roślina rodzima jest raczej trudno dostępny.  Do wszystkich barwników zastosowana została identyczna procedura - po prostu pięć razy to samo, tyle, że z innym barwnikiem.

O barwnikach kadziowych nic. Okazało się, że indygo przewidziano na kolejne zajęcia - opisane jako "Zajęcia praktyczne, na których uczestnicy będą barwić techniką TIE-DYE koszulkę bawełnianą oraz zabarwią jedwabną chustę." - kompletnie bym na to nie wpadła (!), więc niczego się na ten temat nie dowiem. Pytania o indygo i urzet – bardzo źle widziane.

 Czy środek nazwany "sodą" to soda spożywcza używana w kuchni, czy soda ash, używana w angielskojęzycznych recepturach) - odpowiedzi nie uzyskałam. Mam eksperymentować i sama dochodzić do wniosków praktycznych. Ta uwaga padała kilkakrotnie. Tylko, że aby eksperymentować, nie muszę jechać na kurs - akurat dociekliwości i chęci do eksperymentowania mi nie brak.

Czekam na materiały, które nie były dla nas przygotowane (!), ale dostaniemy to, co dostali uczestnicy szkolenia o barwieniu lnu i jedwabiu. Może nawet znajdzie się jakiś dodatek o wełnie (!) Prezentowane materiały dydaktyczne (prezentacje) nie dotyczyły bezpośrednio tematu (np były o arabskich i indyjskich kobiercach w ogólności). Jedyny interesujący (dla mnie) film "Lost colors" (bez tłumaczenia, wyłącznie po angielsku) - pokazywany był na samym końcu, niestety musiałam już wychodzić na pociąg. Kompletne kuriosum stanowiło dla mnie pokazywanie w formie prezentacji komputerowej w czasie kursu ogólnie dostępnej publikacji Barwienie metodami naturalnymi (adres: http://www.lenikonopie.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=61&Itemid=73). Na domiar publikacja dotyczy barwienia lnu, więc nie ujmuje specyfiki wełny, gdyż traktuje ją marginalnie. Znam ją od dawna – mam nawet link w „Moich inspiracjach”. Kolejna strata czasu, zwłaszcza, że samej prezentacji nie towarzyszył żaden sensowny komentarz (Tu macie marzannę, a tu urzet…)

Zdaję sobie sprawę, że moja relacja jest subiektywna – przedstawia mój punkt widzenia i moje odczucia. Inne osoby biorące udział w kursie mogą mieć inne odczucia i oceniać całość inaczej. To prawda, że mam już za sobą pewne doświadczenia (eksperymenty) z barwieniem naturalnym i być może moje oczekiwania okazały się zbyt duże. Pewnych rzeczy miałam jednak prawo oczekiwać niezależnie od wszystkiego – nie tylko w kwestiach merytorycznych, ale również metodyki nauczania.

Wyłączam możliwość komentarzy – nie mam ochoty się nakręcać i wywoływać awantur.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.