Był clapotis, nie ma clapotisa. Przy przeglądaniu szaf doszłam do wniosku, że choć obiektywnie nie jest zły, kompletnie do mnie nie pasuje. Miałam go zaledwie raz - na spacerze w lesie.
Przyszedł czas na prucie. I robienie na drutach z tej sprutej włóczki, a jakże. Zaczęłam od góry:
Raglanowy bezrękawnik planuję. Włóczka (Katia azteca to była) sprawuje się świetnie, pomimo, ze jest "recyklingowa". Chyba nie o to chodzi by złapać króliczka, ale by gonić go...
Z innej beczki.
Pochowałam część ciekawych linków pod zakładką "Moje inspiracje" - zajrzyjcie koniecznie, to mój podręczny zasobnik linków.
Druga zakładka "Moje wełny ręcznie przędzione"- to fotki moich wełen z krótkimi opisami (próbki powinny być, ale wirtualnie się nie da wpiąć ;(
No i dołożyłam "Popularne posty" - efekt przeglądania statystyk bloga, które bywają zaskakujące.
No , nie... Clapotis bardzo mi się podobał . Sama o zrobieniu takiego marzę, jak wiesz .
OdpowiedzUsuńAle widzę , że coś nowego , ciekawego już robisz :)
piękne kolorki!!!
OdpowiedzUsuńWielbię przeróbki! Ten bezrękawnik wyjdzie super!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBędzie wspaniały bezrękawnik:) kolory piękne!
OdpowiedzUsuń