Najpierw fotka moich włóczek :
Bawiłam się w "produkcję" etykietek". Zapisuję na nich dane o każdej włóczce - taka proteza dla pamięci.
Mam nadzieję na lepszej jakości fotki, bo trafił w moje łapki nowy sprzęt foto.
A teraz tytułowy BFL. Pofarbowana czesanka:
I singiel na szpulce:
Zastanawiam się nad przefarbowaniem tej wełny po uprzędzeniu. Drażni mnie nadmiar żółtego, czego na fotkach może tak nie widać.
BFL pozwala wyciągnąć nitkę baardzo cienką - zostałam panią pajęczycą...
No Pajęczyco! - pięknie idzie!!!!
OdpowiedzUsuńA wiesz, że lubię zielonki???????
A może się zapomnisz i ukręcisz tak dwa motki?????
Tego żółtego ja mało widzę, albo wina fotki, raczej pastelowe turkusy i zielenie u mnie na monitorze, khaki też przebija.
Powiększyłam zdjęcia i nie widzę żółtego, bardzo piękne kolory!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńpofarbowałam jeden - drugi mogę spróbować podobnie, ale identyczny nie będzie, bo farby dawałam "na oko". Ten żółty może "zginąć" przy kręceniu podwójnej wełny z singli.
OdpowiedzUsuńPokaż jak wyschnie! Na pewno pięknie wyszło!
OdpowiedzUsuńTe zaetykietkowane motki wyglądają fantastycznie mimo, że metki takie surowe....
OdpowiedzUsuńU mnie żółtego też nie widać, raczej khaki...
Patrzę na te niteczki, powiększam, takie równiutkie. A tak niedawno zaczęłaś...
super niteczki. Co to jest to BFL ? Ja też chcę takie :)
OdpowiedzUsuńMogę tylko powiedzieć : Łał!
OdpowiedzUsuńOjej, przędzenia nie próbowałam. Ależ one ładne :o)
OdpowiedzUsuń