Oczywiście działam w ogródku. Zakwitają lilie, które dostałam rok temu od Mamy. Mają przepiękne kolory, ale wymagają trochę zachodu. Zżerają je takie czerwone robale - chodzę i je zbieram z moich roślin.
W barwierskim ogródku kwitną już na całego nachyłki. Zamówiłam odczynniki chemiczne i niedługo zabiorę się za farbowanie naturalne wełny. W planach nachyłki (żółty), marzanna (czerwony) i może indygo (jak kupię, bo na razie zabrakło mi funduszy "na głupoty").
Na zdjęciu nachyłki (żółte) w towarzystwie gailardii (czerwone).
Dziś wyjątkowo nic o owcach. Za to Bona mówi Wam:
Proszę pogłaskać mnie po brzuszku!
No to pa!
jak dla mnie to wygląda pięknie :)
OdpowiedzUsuńoczywiście będzie z tego konkretny sweter a może płaszczyk? przy tej grubości drutów pewnie pięknie by się prezentował :)
psa nie będe głaskać bo moje bydlę byłoby zbyt zazdrosne ;)
zapowiada się ciekawie:) Kwiaty przecudne a Bona polubiłaba mojjego Foxsa :)
OdpowiedzUsuńa ja lubię nazwę navajo bo to nazwa indiańskiego plemienia a przez długi czas wczytywałam się w ich historię, więc może pisz że, "po indiańsku" splecione nitki :)))
OdpowiedzUsuńa nitki świetne ale oczywiście uwagę przykuwa rozkoszny bereńczyk :)))
Włóczka w cudnym kolorze!!!A nazwa jeszcze lepsza!!!!:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam psy wystawiające brzuchy do głaskania :-)
OdpowiedzUsuńA wełenka cudna! I konkretna. Czekam na to coś,co z niej będzie.
ok - po indiańsku mi pasuje :)
OdpowiedzUsuńMój pies - Bona to straszna pieszczocha : oczywiście kilka serii głaskania mamy dzisiaj za sobą. Teraz okupuje Pana, bo wrócił z pracy. Też się głaski od niego należą :)
Ale pyszna zieleń.
OdpowiedzUsuńGłaski dla Bony:-)
Mnie się bardzo podobają te kolorki. Szkoda, że nie mogę zdobyć, jak się navajo robi na wrzecionie. :-(
OdpowiedzUsuńA brzuszek mogę podrapać, a czemu nie, moje czworołapy są dość tolerancyjne w temacie chwilowych czułości z 'obcymi'. :)
Egunia, nie mogę tu za często bywać bo... pewnie się będziesz śmiała... ale...
OdpowiedzUsuń...no dobra przyznam się. Im więcej tu zaglądam to chce mieć owcę! No qrczę! Wykarmić, ostrzyc, zrobić sobie wełenkę i potem z tego sweter! Boszszsz... co mi się marzy!
Jeszcze tym krosnem mnie dobiłaś! Ja chyba lepiej bym się czuła w czasach gdy chińszczyzna nie była tak wszechobecna!
Pozdrawiam serdecznie :)
Ja tak sobie marzę...
w sumie jestem ciekawa dlaczego navajo nazywa się navajo, pewnie gdzieś o tym jest, tylko nie znalazłam.
OdpowiedzUsuńWełna świetna. Jak są guziczki, to już sweterek z górki poleci ;)
Bona mnie rozczuliła :) Może owieczki będą ją naśladować ;) ?
OdpowiedzUsuńResztą cudowności pozachwycam się w realu :)
Wełenka urocza,już zapowiada się piękne dzieło.
OdpowiedzUsuńOwce latem nie są wymagające - jeśli ma się "zielone terytorium". Martwię się zimą - trzeba przygotować im jedzenie na zimę, doświetlić i ocieplić boks w stodole. Aa! I jedna nie wchodzi w grę - strasznie rozpacza za towarzystwem.
OdpowiedzUsuńWełna i mnie się podoba, ale czy będzie z niej ładny sweter to się okaże - czasem można moje pomysły nie wypalają.
Pozdrawiam
Szczęściara...ma berneńczyka...:))
OdpowiedzUsuńPowiedz, czy kopie dziury w kwiatkach??
Tak mi sie marzy taki zwierz...ale Mamusine kwiatki byłby zagrożone...i mimo, że mój dom i pole..nie mam psa:((
I jeszcze jedno....rzeczywiście musisz cały czas dawac bernenczycy swej tzw 'zadania"?? Bo czytałam, ze one tak maja...muszą ciągle cos pilnowac!!
A wełenka , cóz....cuuudo Tez kocham zielenie:))
Kopie dziury - na szczęście nie w ogródku, ale to ONA WYBIERA, gdzie kopie, niestety... Na pociechę - przywiązuje się do swoich dziur i kopie je ciągle w tych samych miejscach. Co do zadań - pierwsze słyszę. Pilnuje domu, jak jesteśmy na spacerze pilnuje nas, obcych obwieszcza dwoma basowymi szczeknięciami. Generalnie jest inteligentna bestia i fantastycznie sprawuje się jako pies rodzinny.
OdpowiedzUsuńBone proszę po brzuchu kosmatym serdecznie pomiziać ( i koty też).
OdpowiedzUsuńNa barwierstwie się nie znam nic a nic.
Ja zaczęłam na navajo mówić "nawijka". Bardzo lubię ten skręt.
OdpowiedzUsuń