Otaczające mnie "okoliczności przyrody" skłaniają do poszukiwań. Postanowiłam spróbować swoich sił w farbowaniu naturalnymi barwnikami. Zaopatrzyłam się w zbiór receptur - książkę Weroniki Tuszyńskiej "Farbowanie barwnikami naturalnymi" (nawiasem - bardzo polecam).
Brzózek ci u nas dostatek - postanowiłam zacząć od liści brzozy. Wywar nie wróżył jakichś sukcesów. Dopiero po dodaniu ałunu - bingo - wydzielił się żółty barwnik!
To efekt farbowania runa owiec rasy Wensleydale liśćmi brzozy na ałunie:
To efekt farbowania runa owiec rasy Wensleydale liśćmi brzozy na ałunie:
Ma śmieszne loczki, które widać w czesance.
Po farbowaniu barwnik nie był wyczerpany, więc eksperymentowałam dalej. Dodałam szczyptę tego i owego :-) (a dokładniej siarczanu miedzi) i zafarbowałam kolejną czesankę. Tym razem było to runo owiec rasy bluefaced leicester. Kolor (zgodnie z oczekiwaniami) - oliwkowy:
A tu porównanie obu zafarbowanych czesanek:Po farbowaniu barwnik nie był wyczerpany, więc eksperymentowałam dalej. Dodałam szczyptę tego i owego :-) (a dokładniej siarczanu miedzi) i zafarbowałam kolejną czesankę. Tym razem było to runo owiec rasy bluefaced leicester. Kolor (zgodnie z oczekiwaniami) - oliwkowy:
Gdyby ktoś chciał spróbować swoich sił w tej zabawie potrzebuje:
- ok. pół kilograma liści brzozy
- 12 gram ałunu (do zdobycia na Allegro jako środek przeciw poceniu się :-)))
Koniecznie dajcie znać jak Wam poszło!
Update:
Ważna uwaga - używamy garnka "niespożywczego". Niektóre składniki barwników mogą być trujące, dlatego trzeba przeznaczyć oddzielne naczynia do takich eksperymentów (najlepiej zwykły emaliowany garnek).
Od pewnego czasu zaglądam na Twojego bloga. Jestem zachwycona włóczkami , które przędziesz. Chciałabym zapytać , czy nie sprzedajesz włóczek przez Ciebie przędzionych. Jeśli była by szansa kupienia od Ciebie jakiejś włóczki ,chętnie skontaktuje się z Tobą drogą mejlową.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Ładnie Ci wyszedł kolorek :) Ałun jest jednak niezbędny. Moją nieudaną próbę widziałaś już pewnie na Prząśniczce .
OdpowiedzUsuńjak to jest że czego ty się nie złapiesz zamienia się w złoto hmmm?
OdpowiedzUsuń:D
Michala
Jakie złoto???! To wełna jest.
OdpowiedzUsuńJadwigo - mój mail - e.gunia@gazeta.pl
Pozdrawiam wszystkich "czytaczy"
"liście brzozy gotujemy..." Zabrzmiało jak fragment przepisu na czarodziejski wywar ;-D
OdpowiedzUsuńŁadne kolory uzyskałaś z brzózki:) Jak myślisz, czy dałoby się uzyskać intensywniejszy kolor pierwszej czesanki, jeśli ugotowałoby się zupkę z większej ilości liści?
OdpowiedzUsuńTen wywar był już mocno wysycony farbą - większa ilość liści niewiele tu by chyba zmieniła. W rzeczywistości kolor jest intensywny (nie mam porządnego aparatu i kolory są przekłamane) - jest taki żółtozielonkawy (taki "modny" kolor w ubiegłym sezonie - ni to musztarda, ni to żółty - były takie ciuchy w "Solarze")
OdpowiedzUsuńAta - to są czary!
Piękne to farbowanie, zgadywanie co wyjdzie, oczekiwanie efektu. Niesamowita jest wełna i Twoje ręce!
OdpowiedzUsuńCo nowa włóczka, to śliczniejsza:) Ale z tego będą cudne rzeczy!
OdpowiedzUsuńŚliczne kolory Ci wyszły - podziwiam Twoje eksperymenty z ręcznym farbowaniem wełny zwłaszcza naturalnymi barwnikami.
OdpowiedzUsuń