Handspun - tak po angielsku nazywa się ręczne (na kołowrotku lub wrzecionie) przędzenie wełny. Oni to mają zdolność do tworzenia krótkich, trafnych nazw ;-)
A więc skończyłam mój "handspunowy" projekt. Uprzędłam 200 gram runa z merynosów nowozelandzkich. Tak się suszyła moja wełna po praniu ("lagi" wełny rozwieszone są na kiju od miotły):Jak tylko wyschła zwinęłam pierwsze kłębuszki i nie wytrzymałam oczywiście ;-)
Zaczęłam dziergać chustkę na jesienne chłody. Wełna jest zaskakująco miękka. Ma sporo nierówności - na skarpetki raczej się nie nadaje, ale myślę, że w chustce mogą być całkiem na miejscu. Korzystam z wzoru free Eliina Shawl (tu : link do Ravelry), ale nie wiem, czy będę się go do końca trzymała.
Kurcze! Od początku do końca samodzielne wykonanie!
OdpowiedzUsuńNo może prawie wszystko, bo merynosów chyba nie hodujesz w ogródku? ;-D
Piękne kolory!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńI w takich wyrobach najpiękniejsze są melanże!
Jeszcze nie hoduję owiec, ale mam marzenie xD
OdpowiedzUsuńMarzenia są do spełnienia ;-))
OdpowiedzUsuńO mamuniu jaka piekna wyszla ta włóczka. mam nadzieję, że starczy na dużą chustę porządnie grzejacą plecy w chłodne dni!
OdpowiedzUsuńJaaaaauuuuu!!! Zdolniacha!!! B
OdpowiedzUsuńUmiesz prząść na kołowrotku? Masz swój własny? Ja się właśnie uczę :) i byłabym zachwycona gdyby się okazało, że nie ja sama jedna ;) alca
OdpowiedzUsuń